A day with my boy :)


Love Love Love

















Mój syn ma już prawie 4 lata. Przez większość swojego życia był jedynakiem. Był dla nas pępkiem świata. Nie miał konkurencji, a wolny czas spędzaliśmy w trójkę. Odkąd pojawiła się Majka, troszkę w jego życiu się zmieniło. Wiadomo jak to jest, kiedy pojawia się maleństwo w domu, to pierwsze dziecko, które przecież nadal jest małe, nam automatycznie wydaje się starsze, więc wymagamy od niego więcej. Oczekujemy, że będzie wyrozumiałe na płacz tego młodszego, że będzie rozumiało, że to młodsze ma potrzeby, których samo nie jest w stanie zaspokoić, więc mamusia czy tatuś muszą mu poświęcać więcej czasu. A to przecież nadal małe dziecko, taki 4-latek, to mała istota, która widzi każdy nasz ruch, jest wrażliwe i czuje, że już nic nie jest tak samo. Możemy mu mówić jak bardzo jest dla nas ważny, jak go kochamy, jaki jest wspaniały, ale nie oszukujmy się, skoro przed narodzinami rodzeństwa był sam, było mu lepiej, miał rodziców na wyłączność. Teraz musi się nami dzielić. A my możemy się dwoić i troić, a dziecko i tak będzie się czuło (momentami, ale jednak!) opuszczone, z czym chyba będę musiała się pogodzić.
Dlatego w weekend postanowiłam spędzić z moim synem fajny dzień. Wybraliśmy się wraz z przyjacielem Wojtka i jego mamą, a moją przyjaciółką nad jezioro. W naszej okolicy w letnie weekendy kursuje zabytkowa kolejka wąskotorowa (zobacz tutaj) na trasie Środa Wielkopolska (gdzie mieszkamy) - Zaniemyśl (nieduża miejscowość letniskowa z dwoma jeziorami oraz wyspą!). Podróż taką "ciuchcią" z otwartymi wagonami to nie lada frajda dla takich szkrabów jak Wojtek! Podróż 14km trwała około godziny ;), ale drobne przekąski i atrakcje wokół torów umilały nam drogę. Potem plaża, zabawa w piasku, piknik. Pomimo, że Wojtek miał towarzystwo swojego przyjaciela, miał tez mamę, która była na każde skinienie. Wiem, jak to brzmi, ale chciałam, by tak było. To jednak nie koniec atrakcji. Nieopodal plaży miejskiej znajduje się wyspa, na którą można się dostać niewielkim promem, więc popłynęliśmy. Na wyspie był obiad i dalsze zabawy już w towarzystwie taty i Mai oraz wujka ;)
 Gdy wróciliśmy do domu dopadło nas totalne zmęczenie. Ale oprócz zmęczenia, miałam też poczucie, że spędziłam ten dzień z moim synem tak, jak chciałam. Gdy jesteśmy w domu, gdy nie wiem w co ręce włożyć, Maja płacze, w domu bałagan, a Wojtek chce się ze mną bawić, serce mnie boli i marzę o tym, by się rozdwoić i móc ogarnąć wszystko. A ponieważ nie mam żadnych magicznych mocy (sic!), jest jak jest. Czasami trudno jest zaspokoić potrzeby wszystkich naraz. No, ale chyba wszyscy, którzy mają rodzeństwo wzrastali w domach, w których nie było to łatwe ;) Tym się pocieszam, że to może naturalne! Hehe :)
Mam nadzieję, że z każdym dniem będzie coraz łatwiej (tylko nie mówcie mi, że nie!;) Każda matka chce dla swoich dzieci jak najlepiej, ale bądźmy szczerzy, każda z nas robi to troszkę po omacku...ja też ;)

My son is almost four. For most of his life he was the only child. He was the apple of our eyes. He didn't have to compete with anyone and would spend free time with just the two of us. But since Maja was born his life has changed a bit. You know how it goes when a new baby is born, the first child who's still little, automatically seems older so we demand more from them. We expect them to be understanding of the younger's crying, of the younger's needs which mommy or daddy have to satisfy. But a 4-year-old is still a small child who's sensitive and feels nothing's as it used to be. And we can go on and on how much we love them, how great they are, but let's be honest if they were alone before, everything was better, easier for them. Now they have to go shares on parents. We can try our best but the child will (at moments - but still!) feel lonely, which I think will have to deal with.
That's why on the weekend I decided to spend a great day with my son. We went on a trip to the lake with Wojtek's best friend and his mom (and my friend). In the area we live in there's an old narrow-gauge railroad (see here) which goes between Środa Wielkopolska (our home town) and Zaniemyśl (a small summer resort with two lakes and an island!). The journey in an open train car is a treat for tots like Wojtek. The 14-kilometer journey took almost an hour but snacks and the views outside made it really fun. And then the beach, playing in the sand and a picnic. Although Wojtek had a companion I wanted him to feel there's his mom too, only for him. I know how it sounds but I wanted it that way. 
And that wasn't the end of the attractions that day. Nearby, there's a small island on one of the lakes with a small ferry, so there we went. We had lunch and more fun there together with daddy, Maja and uncle ;)
When we got back home, we were totally exhausted. But other than that I felt I did my best and spent the day how I wanted. When we're at home I've lots to do, Maja's crying, the house is a mess, and Wojtek wants me to play with him, I dream of being able to become two persons and fix everything. And since I don't have any magical powers (sic!) it goes like this. Sometimes it's difficult to satisfy the needs of all the people around us. But I guess anyone who has siblings has grown in homes where it wasn't easy ;) and that thought warms my heart, haha!
But I believe it's going to be better (dont' tell me I'm wrong! ;) Every mom wants the best for her kids, but let's be honest, we all do that a bit blindfold... me too;)

Comments