What's better?
Pamiętacie moje wyzwanie z początku roku? Przez trzy miesiące, począwszy od stycznia, miałam powstrzymać się od kupowania nowych ubrań. Początkowo, nie miałam z tym problemu. Nie doskwierało mi to przez w sumie dwa miesiące. Siedziałam w domu pracując zdalnie, a więc potrzeby ubraniowe miałam znikome. W tym czasie okazało się, że moja garderoba pęka w szwach, ale brakuje w niej praktycznych ubrań, które mogłabym nosić w domu. To na pewno jeden z wniosków jaki wyciągnęłam z tego okresu - wiem już czego potrzebuję, a co jest kompletnie bezużyteczne. I tak minął styczeń, luty... W marcu, gdy wiosna nie nadchodziła, zaczęłam odczuwać lekką frustrację. Lockdown zaczynał się przedłużać, w życie wchodziły kolejne obostrzenia. Perspektywy na jakąkolwiek normalność stawały się coraz bardziej mgliste. Wyjazdów brak, kontakty towarzyskie znikome, pogoda iście syberyjska, ech... Zaczęła narastać we mnie tęsknota za sprawieniem sobie choć małej przyjemności. (Nie ma to jak przyjazd kuriera w