I'm back!












Wróciłam! Już zaczynałam odczuwać pewien niepokój, zniknęłam tak bez słowa, zostawiając bloga bez opieki, no ale cóż, czasami tak trzeba, bo zwyczajnie nie ma innego wyjścia ;) Ale teraz wracam do Was z głową pełną pomysłów, trochę bardziej opalona, troszkę bardziej zmęczona (!) wakacje z dziećmi to nie do końca wypoczynek ;), ale z pewnością naładowana nową energią! Wakacje na południu jak zwykle mnie nie zawiodły.
U góry ja pewnego ciepłego wieczora nad brzegiem morza. Miał to być zwykły spacer, a okazał się dość niezwykłym doświadczeniem. Tuż obok naszego hotelu na samej plaży znajdowała się mała kaplica (wiecie z serii greckiej biało-błękitnej :) i właśnie podczas tego naszego spaceru, okazało się, że odbywa się przy niej ślub. Scena iście filmowa.
Takie momenty uświadamiają mi, że czasami trzeba wyjść poza schematy, puścić troszkę wodze wyobraźni, działać troszkę pod prąd, słuchać własnego wewnętrznego głosu. Doszłam do takich wniosków widząc ten piękny moment, w którym dwoje ludzi przysięgało sobie miłość na zawsze w tak nietypowych i pięknych okolicznościach. Podróże kształcą i choć to brzmi banalnie, człowiek dzięki nim uczy się całe życie, bez względu na wiek. Możliwość obserwowania innych kultur, obcowania z innymi ludźmi, zawsze pozwala mi spojrzeć na własne życie z innej perspektywy i uświadomić sobie, że czasem trzeba zrobić coś szalonego, innego, na przekór innym. Czy wszystko musi być takie zwyczajne i nudne? Może warto czasem postawić na swoim i iść pod prąd...? ;)  

P.S. Sukienka też trochę pod prąd, vintage z lat 70-tych, totalnie przeze mnie przerobiona!

I'm back! I was getting anxious as I disappeared without a word, leaving my blog without attention, but what can I say, sometimes a girl needs to leave just like that ;) But now I'm back with my head full of new ideas, a bit more tanned, a bit more tired (!), vacation with kids ain't relax ;), but I sure am full of new energy! Summers in the south are always a good option.
In the photos you can see me on one warm evening by the sea shore. It was supposed to be just a walk, and turned out to be quite an experience. Just next to our hotel there was a small chapel (in the Greek style, blue and white) and as we were passing by we saw a wedding by a small altar outside it. A movie-like scene.
Moments like these make me realize that sometimes we need to think outside the box, follow our imagination, go against the flow and listen to our inner voice. I realized that seeing those two people who were taking their marriage vow in such an unusual scenery. Traveling educates and I know how cliche it sounds, we learn no matter how old we get. The opportunity to observe other cultures, to be surrounded by other people, let us look on our lives from a different perspective and realize that sometimes it's worth to do something crazy, different, something against all odds. Does everything has to be so normal and dull? Maybe it's worth to put your foot down and dance to a different beat...? ;)

P.S. The dress is one of such things, vintage from the 1970's, which I totally made over!

Comments