Detoxing myself

 Pewnie zauważyliście, że nie było mnie jakiś czas na blogu i w ogóle w mediach społecznościowych. To ze zmęczenia! Ale zacznijmy od początku. No więc początki były niewinne. Najpierw zwyczajnie, facebook na kompie, a potem to już lawina!!! Szczególnie jeśli chodzi o telefon: facebook, messenger, whatsup, instagram i snapchat...a i jeszcze gmail! Uff, sporo tego nie? I wyobraźcie sobie, że te wszystkie rzeczy wyskakują mi na telefonie, i pikają i mrugają i kuszą, by na nie spojrzeć! A ja popadam jak w amok, ciągle z telefonem pod ręką, a raczej w ręku! 
W piątek nadszedł kres... powiedziałam basta! Odcięłam internet w telefonie i poczułam spokój. Od czasu do czasu myślałam tylko czy coś mnie omija, czy ktoś próbuje się ze mną skontaktować, co tam w naszej grupie na whatsupie... Ale byłam silna. No dobra, złamałam się dwa razy, zajrzałam co w mailu (czekałam na wiadomość) i znów odłączyłam sieć. Poza tym czułam się wolna i szczęśliwa, że telefon milczy i nie mruga do mnie z blatu wyspy.
Na bloga też nie zaglądałam, przyznaję szczerze i było mi z tym dobrze. 
Kiedyś chyba żyło nam się łatwiej bez tym wszystkich rzeczy... Jeśli ktoś chciał się z kimś skontaktować, robił to pomimo braku internetu (tak tak to możliwe!) i tych wszystkich aplikacji zatruwających nam życie. A może one są OK, tylko my nie potrafimy z nich racjonalnie korzystać? Nie wiem, ale ja doszłam do wniosku, że nie mogę dać się zwariować i muszę być tu i teraz dla moich bliskich i samej siebie. To dało mi wewnętrzny spokój...:) Zobaczymy co dalej...

You must have noticed my absense on my blog and in the social media lately. It's because I was tote exhausted! But let's start from the beginning. So the beginning was pretty innocent. First, there was facebook (of course) on my computer and then came this whole bunch of other stuff!!! Especially on my phone: facebook, messenger, whatsup, instagram and snapchat... and gmail too! Wow, quite a lot, huh? And imagine how it all shows up on my cell, beeping and winking and wanting me to take a look! And me all chaotic, with my hand full of my cell, ha!
And this past Friday I was done.. I said OVER! I turned off my internet and it felt sooo good. There were moments when I was wondering if there was anything that I was missing on and whether someone wanted to contact me, and what was new in our whatsup group... But I stayed strong. OK, I cracked two times, I checked my email (I was waiting for a message) and then turned the net off back again. Except for that, I felt free and happy that my phone stayed silent instead of winking to me from my kitchen island (as usual ;).
I didn't check out the blog either and it felt really good.
I guess it used to be much easier without all these things... If somebody wanted to contact you, they did it anyway although they didn't have the net (yes yes, that's possible!) and all those nerve-wracking apps.
Or are they OK and it's us who can't use them wisely. I don't know but I realized I should be present with my whole self here and now with the ones I love. I helped me get an inner peace...:) Lets' see what comes next...

Comments