Positive mama



Moje życie jest pełne niespodziewanych zbiegów okoliczności i jednym z nich jest mój powrót do pracy. Majka ma już prawie rok, co oznacza, że kończy się mój urlop macierzyński (najpiękniejszy rok w moim życiu!). W listopadzie poczułam pierwsze oznaki stresu i zaczęłam myśleć.... co dalej ze mną? z moim spokojnym życiem w domowych pieleszach? jak tu bezboleśnie pożegnać moją strefę komfortu i wrócić do pracy zawodowej, a jednocześnie zostawić sobie miejsce na dotychczasowy spokój i możliwość przebywania z dziećmi? Hmm, jakoś trudno było mi uwierzyć, że to wszystko jest możliwe do pogodzenia. Zazwyczaj praca i życie rodzinne, ich pogodzenie bez większych kompromisów jest niemożliwe. A jednak jakoś się tak ułożyło, że ktoś tam na górze wysłuchał moich obaw i ... wróciłam do pracy (fakt, że nie na cały etat!) i na razie jakoś udaje mi się to godzić. Dzięki pomocy naszych rodziców (dziękuję!!!) mogę wyjść z domu i nie martwić się, że Majka zostaje w domu z kimś obcym i zazwyczaj(!) mogę skupić się spokojnie na swoich zadaniach. Gdy zostajesz mamą masz więcej spraw do ogarnięcia. Jesteś jak żongler, który musi tak żonglować wszystkimi piłeczkami, by żadnej nie stracić z oczu. I rzeczywiście tak jest, dzieci i życie rodzinne (przede wszystkim!), dom (pogrążony w chaosie i różnych stertach tu i tam!), a gdzie tu miejsce dla samej siebie, dla własnego rozwoju lub zwyczajnie dla własnej przyjemności. Takie życie, a może po prostu taki etap w życiu, gdy dzieci są jeszcze małe, może później będzie łatwiej? Żeby to jakoś przetrwać mam jedną strategię, przyzwyczaiłam się do myśli, że już nie jestem w stanie zrobić wszystkiego co zaplanuję. Dlatego wybieram rzecz, na której najbardziej mi zależy, a z innych rezygnuję i staram się nie rozpatrywać, nie mieć żalu, a zwyczajnie godzić się z tym, co niesie z sobą życie z dwójką małych dzieci. Opanowałam sztukę kompromisu, z którą jeszcze niedawno miałam się na bakier, hehe. Łatwiej się żyje gdy ma się wobec życia mniejsze wymagania, haha. U mnie chyba zadziałał instynkt samozachowawczy. Przez pewien czas starałam się robić wszystko (serio wszystko!) i zaczynałam tracić kontrolę nad tym wszystkim (chyba kiepski ze mnie żongler, lol). Musiałam więc spasować. Życie jednak czasami lubi zaskakiwać i pisać własne scenariusze. Uczymy się przez całe życie, jak widać :)

My life is full of unexpected coincidence and one of them is my coming back to work. Maja is almost one which means my maternity leave is about to finish (the most wonderful year in my life!). In November I started to feel the firtss signs of stress and started thinking .... what was going to happen with me? with my peaceful life in my sweet home? how to leave my comfort zone without pain and tears for work, and at the same time be able to find the time for the kids and family life? Awww, it was hard to believe that I would tackle all this. Family life and work are most often hard to accomodate without bigger compromise. And somehow I managed to figure it all out as someone up there listened to my fears and.... I got back to work (part time, but still!) and I'm doing OK. Thanks to our parents (thank you!!!) I can leave the house and not to worry about leaving Maja with some stranger and ususally(!) I focus on my work. When you become a mom you have so many things to do. You're like a juggler, who has to juggle all their balls not to lose any of them from their sight. And it's exactly like that, kids and family life (most importantly!), the house (in chaos and piles scattered here and there), and how to find some space for yourself, for self-development , for your own pleasure? Tough life, or maybe it's just that stage of my life when the kids are still small, maybe it's going to be better? So to stay sane I have one strategy, I just got used to the thought that I'm not able to do everything I plan anymore. That's why I try to find one thing I'd really love to do and forget the other ones without regret and take life with two kids as it is. I just acquiesce with the art of compromise, which I could hardly understand not so long ago. It's easier to survive when your expectations are not too high, haha. Seriously it must have been some kind of self-preservation. For some time I was trying to tackle everything (everything!) and I felt I was losing control (I guess I'm a lame juggler, lol). I had to back out. Life can make biggerst surprises and write it's own scripts. Apparently, it seems we learn throughout our whole life :)

Comments